Juliusz Machulski – pierwsze kontakty z Łąkową

2013-05-17 17:45:30

Moje pierwsze spotkanie z Wytwórnią na Łąkowej odbyło się, kiedy miałem cztery lata. Wróciliśmy właśnie z wakacji, mój ojciec miał postsynchrony i zabrał mnie ze sobą. Najpierw siedziałem na jakiejś ławeczce, potem zaprowadził mnie do jakiegoś pokoju. Dziś wiem, że to była montażownia, pamiętam nawet obraz na ekranie: ksiądz z rękami ubrudzonymi sadzą. To musiała być „Matka Joanna od Aniołów” Jerzego Kawalerowicza, którą montowała Wiesława Ochocka.

Mój następny kontakt z Łąkową nastąpił kilkanaście lat później, kiedy studiowałem w Szkole Filmowej. Tam wywoływano nasze etiudy, dołączane do innych materiałów filmowych, i tam je oglądaliśmy z operatorem.

A potem miałem już kontakty zawodowe. Zacząłem jako asystent Janusza Majewskiego przy „Lekcji martwego języka”, ale szybko przeniosłem się do własnego biura kierownictwa produkcji, bo zaczynałem kręcić swój debiut telewizyjny „Bezpośrednie połączenie” w zespole Andrzeja Wajdy.

Był styczeń 1979 roku. Wtedy na dobre poznałem Wytwórnię – korytarz, przy którym były biura, i "tramwaj", czyli długi bufet na pierwszym piętrze, ze stolikami po obu stronach korytarza.

To był szczególny czas – zima stulecia, stan klęski żywiołowej, podczas kolacji nagle gasło światło i siedzieliśmy przy świecach. Krzysztof Kieślowski kończył „Amatora”, więc był Jurek Stuhr, który robił postsynchrony do tego filmu, przy stoliku obok siedział Filip Bajon z ekipą „Arii dla atlety”. Było super, tworzyła się autentyczna więź, wspólnota. Nie wiem, czy kiedykolwiek jeszcze to się powtórzy...

Opublikuj